O tym, że
przeworska wąskotorówka jest turystyczną atrakcją trąbią
wszyscy. Jednak gdy chodzi o wyłożenie pieniędzy, kończy
się na słownych deklaracjach.
- Każdego roku nasza kolejka przewozi 10 tys. turystów z
Polski i zagranicy oraz 2 tys. ton towarów. Szkoda by
było ją zlikwidować - mówi Władysław Żelazny, naczelnik
przeworskiej wąskotorówki.
Przeworska wąskotorówka stanęła nad przepaścią. Jeżeli
do końca roku nie znajdą się pieniądze na remont torów,
od nowego roku przestanie kursować. Chodzi o ok. 60 tys.
złotych.
Dzierżawca, czyli Stowarzyszenie Kolejowych Przewoźników
Lokalnych z Kalisza nie jest w stanie dłużej dopłacać do
kolejki. Najgorzej jest z torami, mostami i wiaduktami,
nadal należącymi do PKP.
Są w tak fatalnym stanie, że może okazać się, że w
przyszłym roku, pierwszy raz od chwili powstania w 1904
r., wąskotorówka nie będzie miała po czym jeździć.
Władysław Żelazny, naczelnik wąskotorówki, miesiąc temu
wysłał dramatyczny list do samorządowców z prośbą o
wsparcie. Apel trafił do wojewódzkiego konserwatora
zabytków, marszałka podkarpackiego, starostów
przeworskiego i dynowskiego oraz tych gmin, przez które
przebiegają tory. Efekt mizerny.
- Urząd Marszałkowski odpisał, że nie udzieli
dofinansowania, bo to nie jego zadanie. Od trzech gmin
mam ustne deklaracje pomocy. Starosta przeworski
poprosił o dokładniejsze analizy. Nadal czekamy i nie
wiadomo, czy coś z tego wyjdzie - mówi Żelazny.