Samorządowcy z powiatów przeworskiego i rzeszowskiego
proponują marszałkowi podkarpackiemu przejęcie na
własność kolejki wąskotorowej. Marszałek odpowiada, że
nie może tego zrobić.
Według Władysława Żelaznego, naczelnika przeworskiej
wąskotorówki, najbliższe tygodnie zadecydują o dalszym
losie kolejki. Jeżeli nikt nie pomoże, może to być
koniec jej 104-letniej historii. Zbigniew Kiszka,
starosta przeworski, ratunek widzi w zaangażowaniu się
marszałka podkarpackiego.
Linia jest w fatalnym stanie technicznym. Chodzi o tory,
wiadukty i mosty. Należą do PKP. Od lat nie są
remontowane. Z tego powodu wąskotorówka może nie
rozpocząć tegorocznego sezonu.
- Niektóre podkłady pod tory są w tak złym stanie, że
jeżdżąc po nich, ryzykowalibyśmy życie pasażerów i
obsługi - mówi Władysław Żelazny, naczelnik przeworskiej
wąskotorówki.
Samym taborem, od 2002 r., administruje Stowarzyszenie
Kolejowych Przewoźników Lokalnych z Kalisza. Od dwóch
lat zapowiada, że nie jest w stanie dłużej dopłacać do
kolejki.
PKP nie inwestuje w zabytkową przeworską wąskotorówkę.
Dopóki linia należy do kolei, nie ma możliwości
uzyskania dofinansowania z Unii Europejskiej.
- Obecnie przejęcie kolejki jest niemożliwe. Powodem
jest brak odpowiednich przepisów prawnych, zezwalających
na takie rozwiązanie - twierdzi Daniel Kozik z biura
prasowego Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego.
Marszałek losem kolejki chce zainteresować
parlamentarzystów z regionu oraz ministerstwa kultury i
infrastruktury.