Strona główna - News

Ostatnia aktualizacja: 21.03.2008

O mnie  │  Rzeszowskie stacje i przystanki  │  Infrastruktura  │  Galeria  │  Galeria tematyczna  │  Linki  │  Księga gości

 
 
 

Czy koleją jedzie mobbing?

- Jesteśmy szykanowani, zwalniane osoby nie są przywracane do pracy mimo wyroków sądów - mówią kolejarze z Rzeszowa. Centrala PKP sprawdzi, czy dyrektor zakładu nie stosuje wobec pracowników mobbingu

- Została już podjęta decyzja o wewnętrznej kontroli w rzeszowskim zakładzie. Sprawdzimy, czy rzeczywiście wobec pracowników stosowany jest mobbing ze strony dyrekcji - mówi "Gazecie" Łukasz Kurpiewski, rzecznik PKP Przewozy Regionalne.

- Nie mam zbyt wielu włosów na głowie, ale jak dowiedziałem się, co się dzieje w Rzeszowie, to od razu stanęły mi dęba. Natychmiast o sytuacji w tamtejszym zakładzie powiadomiliśmy dyrekcję spółki - twierdzi Aleksander Motyka, przewodniczący Rady Krajowej Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu PKP w Warszawie.

Kolejarze z Rzeszowa żądają od centrali PKP szczegółowej kontroli decyzji wydawanych przez obecnego dyrektora PKP Przewozy Regionalne w Rzeszowie Jerzego Churawskiego. Churawski szefem rzeszowskiego zakładu jest prawie od dwóch lat. Kolejarze twierdzą, że posadę tę zawdzięcza Markowi Kuchcińskiemu, liderowi PiS-u na Podkarpaciu. - Znam go tak samo jak Jennifer Lopez, czyli z telewizji - śmieje się Churawski.

Kolejarze zarzucają mu, że od dwóch lat nie robi nic, tylko zajmuje się sprawami kadrowymi. Zaraz po swoim przyjściu Churawski zwolnił kilka osób. Przynajmniej z trzema toczył procesy sądowe, które przegrał. - Jednemu pracownikowi zarzucał, że przyszedł do pracy pijany, co okazało się wierutną bzdurą. Głównymi powodami zwolnień było to, że byliśmy lojalni wobec poprzedniego dyrektora - przekonują kolejarze. Nazwisk nie chcą ujawniać publicznie.

- Churawski skłóca załogę, bo już na początku swojego urzędowania na zebraniach informował, ile zarabiają pracownicy. Nie respektuje wyroków sądów, które nakazują mu przywrócenie do pracy ludzi, których zwolnił. Zwleka z wypłacaniem nagród. Szykany dotyczą także pracowników BHP. Jeden z nich dostał ostrą reprymendę za to, że udzielał porad pracownikom składającym wypowiedzenie z pracy. Do gabinetu dyrektora wzywane są osoby, które mają mówić, jakie zeznania złożą w procesach przeciwko poprzedniej dyrekcji - mówią kolejarze.

- O zarobkach informowałem, bo chcieli tego sami związkowcy - dziwi się zarzutom Churawski. Przekonuje, że wojnę z nim wytoczyła garstka związkowców.

Churawski mówi, że jak przyszedł do zakładu, odbyła się kontrola, z której rzekomo wynika, że przez ostatnie pięć lat związkowcy wypłacili sobie 1,5 mln zł nienależnych im premii. - Miałem ten brud sprzątnąć pod dywan? - pyta Churawski.

Broni swoich decyzji, twierdząc, że od kiedy jest dyrektorem, "skończyło się pijaństwo na zakładzie, kradzieże i menelstwo".

Kolejarze twierdzą, że Churawski uprawia rodzinną politykę kadrową. W grudniu na stanowisku naczelnika sekcji pasażerskiej zatrudnił szwagra swojego zastępcy Bogusława Łobody. - A nie spełniał wymogów. Na naczelnikach działów zostały wymuszone fałszerstwa, że potwierdzają odbycie odpowiednich praktyk przez szwagra wicedyrektora. Nikt na nich go nie widział - słyszę od związkowców. W rzeszowskim zakładzie pracuje także jako dyżurna ruchu żona Jerzego Churawskiego. W styczniu zaś zatrudnienie w PKP jako kierownik pociągu znalazł także Mieczysław C., który wcześniej był skazany przez sąd za wzięcie łapówki w pociągu i został zwolniony z pracy.

Churawski nie rozumie tych zarzutów, "bo przecież firma dobrze działa, nie likwiduje się połączeń, a nawet zwiększono zatrudnienie". Dziś w PKP Przewozy Regionalne na Podkarpaciu pracuje około 800 osób. Churawski, pytany o niewykonywanie wyroków sądu, odpowiada, że to kłamstwo. Prawie. - Jak mam przywracać człowieka na szefa grupy remontowej, skoro tej grupy już nie ma? - tłumaczy.

- Bo grupę celowo zlikwidowano - odpowiadają związkowcy.

Od centrali PKP żądają także skontrolowania kancelarii prawnej Ana-Ba, której szefem jest Stanisław Serafin, zatrudniony w kolei jako radca prawny. Kancelaria ma siedzibę w PKP. - Chcemy wiedzieć, jak zakład rozlicza się z kancelarią, skoro pan Serafin jest pracownikiem kolei - mówią związkowcy.

- Od kilku lat kancelaria od kolei nie dostała ani grosza. Płacę jej jeszcze za wynajmowanie pomieszczeń - zarzeka się Serafin.

- O praktykach stosowanych przez kierownictwo zakładu i tak powiadomimy prokuraturę - odgrażają się związkowcy.

  Marcin Kobiałka
  Gazeta Wyborcza, 04-02-2008
 

powrót 

 

© Piotr Telega,   Rzeszów 2005-2007